Nazywam się Marek Strzelichowski. Z wykształcenia jestem hydrobiologiem, oceanografem, mam również dyplom Mistrza Rzemiosła Artystycznego. Od kilkudziesięciu lat jestem też instruktorem nurkowania swobodnego. Posiadam dyplom Starszego Sternika Motorowodnego, jestem rownież fotografikiem

Posługuję się biegle językiem rosyjskim. Porozumiewam się po angielsku i serbo – chorwacku.
Swoją przygodę z turystyką zacząłem wiele lat temu płynąc statkiem „MAZOWSZE” z Gdyni do Leningradu – tak wówczas nazywano Sankt Petersburg, jedno z piękniejszych miast Europy, a może i Świata.

Minęło wiele kolejnych lat, ”Wenecja Północy” powróciła do swojej historycznej nazwy. Zmienił się ustrój, nie trzeba już było wystawać w kolejkach, aby otrzymać paszport. Wreszcie WSZYSCY, którzy tylko mieli trochę fantazji i nieco pieniędzy, mogli wyruszyć w „szeroki świat”. Mogli wybierać i przebierać w coraz bogatszej ofercie coraz liczniejszych na naszym rynku biur podróży.

Coraz częściej miałem okazję rozmawiać z ludźmi, którzy tak jak ja zetknęli się z kulturą tych najstarszych i tych „najmłodszych” cywilizacji. Mogłem dyskutować o kuchni, napojach , o sposobie przyrządzania potraw. Mogłem porównywać i dzielić się spostrzeżeniami z ludźmi , którym tak jak i mnie przez te wszystkie lata udało się odwiedzić – prawie całą Europę, żyć i pracować w USA, badać i hodować ryby jesiotrowate w delcie Wołgi i na Uniwersytecie w Petersburgu. Odwiedzić Nową Zelandię, Wietnam, Tajlandię, Tunezję i Gruzję.

Udało mi się przepłynąć pod żaglami trasę od Szczecina do Meksyku, pokonując w 5 osobowej załodze Atlantyk (w doskonałym czasie 18 dni 10 godz. i 52min), opłynąć wyspę Zanzibar gdzie jeszcze w XIX w. handlowano niewolnikami! Nurkować w Morzu Ochockim, Morzu Japońskim, w Bajkale, u wybrzeży Wyspy Amsterdamoya w Archipelagu Svalbard, w wodach Zatoki Ha Long, na najsłynniejszych wrakach Morza Czerwonego, nurkować na pograniczu RPA i Mozambiku na słynnej rafie w Soduana Bay. Przez 3 sezony pracować w miejscu bitwy pod Oliwą pomagając pracownikom CMM w wydobyciu wraków Solena i Wodnika, ale także przez ponad 4 miesiące na wysokości ok.3500m (przy pomocy technik nurkowych) poszukiwać złota na starych wyrobiskach inkaskich w rzece Lahti na pograniczu Peru i Boliwii.

Podczas swoich licznych podróży udało mi się spędzić kilka miesięcy na Wyspach Kanaryjskich i na Kubie, żyć i pracować przez 5 sezonów w Centrum Nurkowym na Wyspie Bracz w Chorwacji. Mogłem podzielić się wrażeniami z wizyt w najsłynniejszych muzeach Świata, odwiedzić południowo afrykańskie kopalnie złota i szlifiernie diamentów, brać udział w safari po najsłynniejszych parkach narodowych Świata.
Miałem okazję podziwiać piękne drewniane cerkwie na wyspie Kiżi leżącej na jeziorze Onega , mieć w rękach delikatną ceramikę z Miśni i Portugalii. Łowić ryby w delcie Wołgi, próbować doskonałych małży w Kopenhadze, jeść łyżkami nie tylko (jak za carskich czasów) czarny kawior i jesiotrowy bałyk, a także mięso zdechłej krowy przygotowane przez Indian Keczua, suszone norweskie dorsze i rosyjską wobłę.
W mołdawskich i francuskich piwnicach jak i na plantacjach RPA , Chorwacji, Hiszpanii, Słowacji i Węgier miałem okazję przejść podziemnymi trasami wiele kilometrów próbując najdoskonalszych na świecie win i szampanów.

Przepływając tysiące mil morskich, przejeżdżając setki tysięcy kilometrów, wędrując po górskich ścieżkach i pustynnych bezdrożach, udawało mi się zawsze szczęśliwie wracać do DOMU. Udało mi się uniknąć katastrof lotniczych, wyjść cało z oceanicznych sztormów. Los nie dał mi wsiąść w Peru do autobusu, który rozbił się na skałach. Miał mnie również w swojej opiece (nie trafiliśmy do więzienia), gdy posądzony o szpiegostwo wylądowałem wraz z moimi towarzyszami niedoli w tureckich sądach.

Mam nadzieję, że wszystkim tym, którzy zechcą wybrać się ze mną na wycieczkę, wyprawę, w rejs, czy też chociażby na najzwyklejsze łowienie ryb do Norwegii, Rosji, czy też Mongolii będę w stanie pomóc, będę w stanie przyczynić się do tego, aby impreza w której będą uczestniczyli została na ZAWSZE w ich pamięci. Mam nadzieję, że dzięki mojemu wieloletniemu doświadczeniu będziemy ZAWSZE bezpiecznie wracać do domu, aby w gronie rodziny, przyjaciół i znajomych, przy kieliszku wina, lub szklaneczce czegoś mocniejszego wspomnieć w spokoju raz jeszcze, wszystko TO czego byliśmy świadkami, czego udało nam się dotknąć, poczuć i posmakować.

Było to również i moim udziałem, gdy nie tak dawno wspominając naszą wyprawę na Spitzbergen nie mogliśmy wyjść z podziwu jak doskonale może smakować whisky , do której dodaliśmy lodu z mijanego lodowca. Lodu, w dość „podeszłym wieku” bagatela, min. 20 000 lat.